„Jamnik składa się głównie z nosa”.
U nas w rodzinie od zawsze było tak, że zwierzęta traktowane były na równi z człowiekiem. Rzadko kiedy się zdarzało, żeby pies spał w budzie a nie w domu, albo żeby koty w zimie nie wylegiwały się na gorącym piecu. Z dzieciństwa pamiętam, że nawet jak nie było potrzeby palić w zimie pod kuchnią kaflową, to i tak się to robiło, żeby kociaki mogły się tam położyć i wygrzewać.
Kiedy miałam kilka tygodni, moja mama dostała psa. Jamnika szorstkowłosego, najmilszego i najukochańszego na świecie. Nazwali ją Pusią, chociaż ja uparcie wołałam na nią Piesa, kiedy już nauczyłam się mówić. Kochałam ją bezgranicznie; wszędzie chodziłyśmy razem, była moim pierwszą zwierzęcą przyjaciółką.
Kiedy w wieku siedmiu lat się przeprowadziliśmy do miasta, Pusia została na wsi, u babci a ja w panice musiałam ją odwiedzać codziennie po szkole, bo tęskniłam. I ona chyba też, bo zawsze się we mnie wtulała i siedziała zadowolona, spokojna.
Uwielbiała krówki, chociaż pies nie powinien jeść czekolady. Kąpać się za to nie lubiła i dlatego w swoim psim życiu była wykąpana tylko kilka razy.
Umarła po jedenastu latach, przez głupią nosówkę. I to był chyba jeden z najgorszych dni w moim życiu, bo wtedy po raz pierwszy straciłam kogoś, kogo kochałam.
![]() |
I znowu mała ja. Tak, byłam blondynką! |
Dlatego też jamniki kojarzą mi się z dzieciństwem i ze szczęściem. Dlatego też książka „Jamnikarium” stanie u mnie w domu na miejscu honorowym.
Agata Tuszyńska i Lonia, jej jamnik, napisali wspólnie książkę. O jamnikach, o ich właścicielach i o tym, jak mocna potrafi być – wbrew pozorom – człowiecza miłość. Część narracji prowadzona jest przez Agatę, która opisuje ze swojej perspektywy życie z psem. Z kolei druga część pochodzi z ust Lońki, który – bo wbrew imieniu to pies a nie suczka – opowiada o tym, jak to jest mieć właściciela i tęsknić za nim, gdy ten wychodzi do pracy na wiele długich, psich godzin.
„Pierwszego dnia Bóg stworzył Jamnika.
(…)
Siódmego dnia Bóg chciał odpocząć, ale musiał wziąć Jamnika na spacer.”
Opisane są tam jamniki wszystkich najsłynniejszych przedstawicieli naszego gatunku; pojęcia nie miałam, że właścicielami tych czworonożnych długaśnych stworzeń byli Lem, Tyszkiewicz, Mrożek czy rodzina Kuroniów.
Pegaz, pierwszy jamnik Stanisława Lema miał swoją ulubioną poduszkę, którą wszędzie za sobą nosił. A kiedy poduszka była prana, pies nie spuszczał jej z oka, póki nie była już wysuszona i gotowa do oddania w psi pyszczek.
Książka jest pięknie wydana; w środku znajduje się mnóstwo zdjęć, rycin, odręcznie pisanych wspomnień o jamnikach. Twarda okładka, duża czcionka oraz wyzierające zewsząd mordki jamników sprawiają, że tą książkę czyta się z uśmiechem na twarzy.
To książka o miłości do psów –wszystkich. Chociaż głównie tych o krótkich łapkach i długim kręgosłupie.
Po lekturze tej książki coraz bardziej przekonuję się, że każdy psiak ma swój specyficzny charakter, zupełnie jak człowiek. Tyle tylko, że one są mniej skore do brutalności i do obłudy. Kiedy się cieszą, machają całą długością swojego ogona, kiedy się smucą, to nawet ich uszy wydają się być przygnębione. Są – ciągle obok, niedaleko, żeby pocieszyć w trudnej chwili i żeby przytulić się swoim pieskim cielskiem, kiedy człowieka coś boli. Zwłaszcza dusza.
To była moja pierwsza recenzja na portalu Dużeka. Rozwijam się szybciej niż Polska gospodarka!