Recenzja tej książki pojawiła się już na wielu blogach, ale mam nadzieję, że z chęcią poznacie i mój punkt widzenia. Bo warto zaznaczyć, że różni się on nieco od punktu widzenia innych recenzentów. Do rzeczy.
Remy nigdy nie poznała swojego ojca; był muzykiem, wolnym duchem i po siedmiu latach małżeństwa odszedł od jej matki. Pech chciał, że akurat wtedy Remy była płodem, nie miała więc szansy nacieszyć się posiadaniem ojca chociażby przez krótką chwilę. W ramach pokuty, odkupienia czy jakiegokolwiek innego podniosłego słowa ojciec napisał w dniu narodzin córki piosenkę, która okazała się hitem. Dwa lata później zmarł i zostawił jej po sobie kilka smutnych akordów i parę nostalgicznych słów. I to wszystko.
Matka Remy wytrwale szukała nowej miłości i w rezultacie w momencie rozpoczęcia się fabuły książki szykuje się do swojego piątego ślubu. Nic więc dziwnego, że dziewczyna nie wierzy w związki i wychodzi z założenia, że lepiej jest się rozstać kiedy zaczyna się dostrzegać wady drugiej osoby, niż tkwić w związku, który – jak każdy – nie ma żadnej przyszłości.
Pewnego dnia poznaje przypadkowo Dextera, dryblasa o nieskoordynowanych ruchach, który przy pierwszej rozmowie popełnia ogromny nietakt i oznajmia Remy, że są dla siebie stworzeni. Mogłoby brzmieć to jak początek kiczowatego romansu, jednak bohaterce bliżej jest do rzeczywistych dziewcząt niż do dzierlatek z powieści Danielle Steel i wyśmiewa chłopaka odchodząc naprędce.
„- Wtedy nie. Ale poczułam coś przed chwilą, jak rąbnąłeś mną o ścianę.
- Zrobiłem to niechcący – wyjaśnił cicho i pochylił się ku mnie. - Doszło do przykrego wypadku. To był niefortunny skutek uboczny entuzjazmu, który ogarnął mnie na myśl, że z tobą porozmawiam.”
Tutaj warto powiedzieć kilka słów o Remy. Przede wszystkim, nie jest ideałem. Wręcz przeciwnie, jest okropną dziewuchą, która puszczała się z kim popadnie i sama to przyznaje. Piła, ćpała, paliła, uprawiała niezobowiązujący sex i była naprawdę wredną osóbką. Jednak później postanowiła przyhamować ze swoim imprezowym stylem życia i ograniczała się do sypiania tylko z tym facetem, z którym obecnie była. Do czasu poznania Dextera.
Wiecie, to trochę jak opowieść o tym, jak drugi człowiek może nas zmienić. Nie potrzeba umoralniających rozmów, nie potrzeba godzinnych zwierzeń, snucia nierealnych planów i zobowiązujących obietnic, że zawsze będzie się obok. Czasami sama obecność drugiej osoby powoduje, że się zmieniamy- po cichu, niezauważalnie pozbywamy się złych przywar i stajemy się wersjami lepszych nas. Być może spowodowane jest to tym, że to ta konkretna osoba pojawiła się w naszym życiu i broń Boże nie mówię od razu, że musi być to miłość naszego życia; równie dobrze może być to przypadkowo spotkany starszy pan w kolejce, kobieta z kiosku ruchu czy matka koleżanki naszego dziecka. Ta znajomość wcale nie musi trwać długo, czasami wystarczy zaledwie kilka minut, by nasze życie zmieniło się diametralnie. Żebyśmy postanowili coś w sobie zmienić, czegoś uszczknąć a coś dodać.
Dla Remy z pewnością takim człowiekiem był Dexter. Oczywiście go odpychała rękami i nogami, aż w końcu skapitulowała i postanowiła być z nim przez te kilka miesięcy, które dzieliły ją od wyjazdu na studia. Nie przewidziała tylko, że Dexter będzie miał zgoła inne zdanie na temat czasu trwania ich związku.
„Miłość jest nieprzewidywalna. Czasami znasz mężczyznę od lat i nagle pewnego dnia bum! Widzi się go inaczej. A czasami dzieje się to od pierwszego spojrzenia. Dlatego miłość jest wspaniała.”
Z pewnością jest to książka o miłości a raczej o tym, że zawsze warto dawać jej szansę. Nie ważne czy sparzyłaś się raz, dwa, czy piętnaście – warto próbować i warto dawać szansę poznanym osobom, bo może to one będą tymi wyjątkowymi.
Książka uczy nas także tego, że niemożliwym jest zrozumieć skąd miłość się bierze, chociaż przyznajcie – sami się nieraz nad tym zastanawialiście. Ja też nie raz, nie dwa myślałam, co jest we mnie takiego niespotykanego, że akurat ten facet chce ze mną być? Ani urody Scarlett Johanson nie mam, ani figury Naomii Cambell ani poczucia humoru Jima Carrey'a. A jednak coś musi we mnie być takiego, coś, czego nie dostrzega nikt inny a dostrzega on (chyba, że on też nie dostrzega i wychodzi z założenia, że z braku laku i kit dobry.)
Remy bardzo długo się zastanawiała co sprawia, że jej matka i jej brat - niegdyś nastawiony równie sceptycznie do związków co i ona - zgadzają się na miłość, na związek z wszystkimi tego wadami. Dziewczyna brata Remy – Jennifer Anne to osoba niezwykle egzaltowana, wyniosła, elegancka i według głównej bohaterki – kompletnie różna od Chrisa. A jednak chłopak nie widzi poza nią świata i nie potrafi wytłumaczyć młodszej siostrze dlaczego się tak dzieje, dlaczego to właśnie Jennifer Anne okazała się być tą jedyną.
Jeśli ktoś twierdzi, że to kiczowata książka o miłości to nie ma racji – to książka o zrozumieniu tego, czego zrozumieć się nie da. Autorka napisała ją niezwykle przystępnym, lekkim językiem; niby Remy jest nastolatką, ale równie dobrze mogłaby mieć trzydzieści parę lat, bo hormony nie wylewają się z niej litrami i nie dramatyzuje na co drugiej stronie. Mimo błędów, które popełnia to dojrzała i mądra kobieta, która musi nadrobić to, czego inni uczą się w dzieciństwie – jak kochać innych i jak pozwolić na to, by być kochaną.
Serdecznie ją polecam wszystkim tym, którzy lubią poczytać dobre i mądre książki o miłości.