
Jestem człowiekiem kompletnie niesystematycznym i dopiero kiedy otrzymałam egzemplarz „Książki” faktycznie przysiadłam i spróbowałam napisać prolog mojej ewentualnej powieści. Bo wiecie – prolog rzecz najważniejsza, w końcu to on jest naprędce czytany w bibliotece czy w księgarni i jeżeli „chwyci”, to czytelnik wrzuci powieść do swojego koszyczka. Jeśli nie, to przykro mi – książka wraca na zakurzoną półkę, smutna i zrozpaczona, że nie znalazła swojego nowego właściciela.
„Książka do napisania” to świetne rozwiązanie dla wszystkich tych osób, które chcą kiedyś faktycznie wydać coś swojego. Albo dla tych, które uwielbiają pisać do szuflady, tyle tylko, że wszystkie zabazgrane kartki są niepoukładane i trudno jest nad nimi zapanować. „Książka” może pobudzać wyobraźnię, może służyć jako szkicownik, jako pamiętnik lub notes. Może być wszystkim a brak linijek i kratek powoduje – przynajmniej u mnie – że czuję się totalnie wolna. Serio, za czasów szkolnych nienawidziłam zeszytów w linie i kratkę, bo wiedziałam, że muszę pisać tak, żeby się w nich zmieścić. A chciałam poszaleć, wyjechać za margines, stworzyć coś z niczego. I teraz mam. Wygrałam życie. Mogę pisać jak chcę i nie przejmować się schematami. Chociaż dla tych, którzy są tradycjonalistami i wielbią zeszyty w kratkę, w „Książce” znajduje się leniuszek.
Nie wiem czy moja kariera pójdzie gwałtownie do przodu. Pewnie nie. Będę jednym z tych pisarzy, których dzieła zostaną docenione dopiero po śmierci – co mnie pociesza w pewnym względzie, bo jeszcze nawet dzieła nie napisałam, więc mnie diabli nie zabiorą. W każdym razie mam pomysł, mam napisany prolog i mam „Książkę”, którą mogę sama stworzyć. Trzymajcie kciuki, może się uda i będę sławna i bogata. A wtedy - wino dla was wszystkich!
A dla was prolog. Możecie być brutalni:
„Ważne jest to, jak zacznie się daną historię.
Gdybym napisała wam, że urodziłam się pewnego letniego wieczora, gdy pszczoły brzęczały nad kwiatami, zbierając miód, a moja matka krzyczała z bólu i cierpienia, pewnie guzik by was to obeszło. Bo to samo przeżyła i wasza matka, bo wiecie że widok pszczół zbierających nektar nie jest niczym wyjątkowym.
Gdybym zaczęła swoją historię od tego, że całe moje życie zmieniło się przez złamany paznokieć, to też nie bylibyście zainteresowani. Nie raz łamaliście sobie paznokcie i nawet nie zwróciliście na to uwagi. Wasze życie się przez to nie zmieniło, więc ja – mówiąc, że kawałek oderwanej ode mnie tkanki wpłynął na całe moje przyszłe lata – muszę być rozhisteryzowaną wariatką.
Mogłabym zacząć swoją historię od tego, że nie lubię czerwonego koloru a niestety przez ostatnie miesiące otaczał mnie zewsząd. Na przedszkolnych ścianach wisiał Czerwony Kapturek, moja koleżanka uparcie farbowała włosy na ten odcień a w moim ogródku zakwitły czerwone róże. Tylko czerwień, czerwień i czerwień. Ale to też was nie zainteresuje.
A gdybym…. A gdybym wam powiedziała, że zabiłam człowieka?”
Za możliwość realizacji swoich marzeń dziękuję wydawnictwu