Dzisiaj się uzewnętrznię i pokażę kilka swoich twarzy. Udowodnię wam, że jestem kameleonem.
Czasami, kiedy spotyka się kogoś po latach mówi się niezbyt szczere: „ale się zmieniłaś!”. Cóż w moim wypadku taki okrzyk jest jak najbardziej na miejscu, bo w przedszkolu, podstawówce i w gimnazjum byłam znana jako słodka blondyneczka o włosach płowych niczym Szwedka. Tyle, że zimna nie lubiłam i nie lubię. Teraz zaś mam włosy ciemnobrązowe, co diametralnie zmienia mój wygląd. Ale żeby było ciekawiej, po drodze sporo, naprawdę sporo eksperymentowałam i aż dziw, że włosy nie spakowały walizek i nie wyprowadziły się z mojej głowy. Zapraszam na historię moich włosów.
Rok 1995.
Miałam lat pięć, ukochanego psa i liche blond włoski, na których moja mama zawsze wiązała ogromne niebieskie lub czerwone kokardy i chyba dlatego do dzisiaj mam uraz do takich ozdób. Jasne jest, że wtedy w ogóle o nie nie dbałam, bo nawet nie wiedziałam, że powinnam, miałam dopiero trzy lata i ledwo ogarnęłam jak komunikować się ze światem zewnętrznym.
Rok 2009.
Pierwsze kombinacje z kolorem i w efekcie wyglądałam jak blondopodobny skunks. I jeszcze ta kredka czarna wokół oczu! Pojęcia nie mam, co ja wtedy miałam w głowie, ale byłam nastolatką, więc można mi wybaczyć taką prezencję.
Rok 2011.
Postawiłam na brąz i mogłabym już przy tym kolorze wtedy zostać, ale mi zamarzyło się kombinować dalej....
Lato 2015.
Co robi kobieta, kiedy obleje egzamin na prawo jazdy? Idzie z marszu do fryzjera i każe sobie zrobić grzywkę! Męczyłam się z nią przez kilka miesięcy, teraz na szczęście nie ma po niej śladu. Wyglądałam jak młoda pieczarka.
Wrzesień 2015.
Grzywka + czerwień. Miałam jakąś fazę przejściową, nie chcę o tym pamiętać.
Listopad 2015.
Zamarzyło się narzeczonemu mieć rudą kobietę, w efekcie miał czerwonowłosą. Kolor był ładny, jedyny minus był taki, że spłukiwał się bardzo szybko i wyglądałam strasznie - mam zdjęcie dla potwierdzenia, ale nie pokażę, bo byście się za bardzo wystraszyli.
Kwiecień 2016.
Ruuuudy!
Maj 2016.
Wracałam do brązu. I nie, wtedy takie krótkie nie były, po prostu mi się zawinęły. Później faktycznie je obcięłam. Sama. Z 5 centymetrów, bo stwierdziłam, że pora coś w życiu zmienić. Ale spokojnie, już urosły! W tle przyszły mąż, możecie sobie go pooglądać.
2017.
Ta-dam! Tak jest teraz i prawdopodobnie tak już zostanie. Chyba, że znowu postanowię coś zmienić i przejdę cały maraton kolorów włosów.
A wy ile razy zmienialiście kolor swoich włosów? Piszcie!