Quantcast
Channel: naczytane.blogspot.com
Viewing all articles
Browse latest Browse all 362

Planujemy wesele! Część pierwsza - poszukiwanie sali weselnej.

$
0
0

   Jak zapewne większość z was wie – bo chwalę się tym nieprzerwanie – za 13 równych miesięcy biorę ślub (fanfary i oklaski). Wiecie też, że jestem istotą raczej ironiczną i sarkastyczną, dlatego też w mojej głowie narodziła się myśl, aby przedstawiać wam – od czasu do czasu – jak wyglądają nasze przygotowania do tego wielkiego dnia (z którego i tak mało co będziemy pamiętać.) Czym będzie się to różnić od tysiąca innych blogerskich historii o wybieraniu sali i dodatków? Cóż, nie każdy ma w sobie tyle pokładów ironizmu co ja, więc będzie to pewnego rodzaju powiew świeżości.

   Kiedy więc ten chwalebny dzień zaręczyn nadszedł i minął(jak ładnie poprosicie to i o tym wam kiedyś opowiem), kiedy emocje już opadły a wzrok przestał co chwilę kierować się na pierścionek błyszczący się dumnie na palcu, przyszedł czas, aby wziąć się za organizację całego przedsięwzięcia. Mieliśmy o tyle dobrze, że szybko i bez przeszkód wybraliśmy datę (ja wybrałam).Niestety usługodawcy nie czekali z tą akurat datą specjalnie dla nas i żeby wybrać salę, musieliśmy się nieźle natrudzić. I o tym właśnie dzisiaj będzie –wybór sali.
   Na potrzeby dalszej części wpisu muszę dodać, że w naszych okolicach cena „za talerzyk”, czyli jedzenie na weselu za jedną osobę, wynosi średnio 150 złotych.

   Wiadomo, że na początku dzwoni się tam, gdzie jest najładniej, dlatego i my chwyciliśmy za słuchawkę i zadzwoniliśmy do lokalu, który zachwyca wszystkich swoim wyglądem i kolorystyką wnętrza – beż i lekka szarość, przy której można pokusić się na wszelkie szaleństwa dekoracyjne. Niestety, nie tylko nam podobała się ta sala i najbliższy wolny termin mieli na listopad 2017 lub na wrześniową niedzielę tego samego roku. Poradzili nam też, że możemy ewentualnie poczekać, aż ktoś zrezygnuje i miejsce się zwolni, tyle tylko, że żadnej gwarancji na to nie było.
Trudno, niewypał, szukamy dalej.
   Sala numer dwa. Duża, przestronna, położona niedaleko od mojego miasta, cena za talerzyk przystępna. Terminy – równie odległe jak w sali nr 1, więc bez zbędnych formalności przeszliśmy dalej.

   Sala numer trzy, czyli mój faworyt tego wpisu. Otóż sala położona jest jakieś 15 kilometrów od mojego miasta, na wsi, droga do niego jest kręta i wąska a wokoło sali same pola. No i kilka domów, już nie przesadzajmy, że pustkowie totalne (ale krowę po drodze uraczyć można bez trudu). Cena za talerzyk 190 złotych, czyli nieco więcej niż w naszych okolicach, ale co tam, raz w życiu ślub bierzemy, to możemy zaszaleć. Umówiliśmy się z panią, która miała nas po sali oprowadzić i powiedzieć co i jak. Przyszliśmy, przyszła i pani, salę nam pokazała, ale miejsca do tańczenia za dużo nie było, co nas szczerze zmartwiło. Jednak pani nas zaraz pocieszyła, że w momencie, gdy na weselu jest około 130 osób (jak planowo u nas) to za salą, na dworze dostawiany jest grzybek do tańczenia. Odetchnęliśmy z ulgą, ale było to odetchnięcie chwilowe, bo zaraz pani dodała, że jest to usługa dodatkowo płatna sic!
   Nie zraziliśmy się jednak, bo sala faktycznie ładna, przeszliśmy więc do omawiania menu. Pani powiedziała, że przykładowego menu podać nam nie może, dopiero jak podpiszemy z nią umowę, bo nie chce, żeby ktoś im ukradł pomysły. Zapytałam, czy może mnie chociaż zapewnić, że na pierwsze danie będzie rosół do wyboru, bo bez rosołu ani rusz. Nie mogła mnie o tym zapewnić, dopiero po podpisaniu umowy, bo tajemnica, no wiecie... Zapytałam w takim razie co jest w cenie talerzyka i usłyszałam, że obiad, deser, dwie sałatki, trzy gorące kolacje i ciasta. Naiwnie zapytałam ile tych ciast i usłyszałam, że tyle, żeby starczyło (pani widocznie robi wcześniej wywiad ze wszystkimi gośćmi i pyta ile zjedzą. Albo wróży sobie ze szklanej kuli.) Kwestia „szyszek”, czyli ciast dawanych gościom na odchodne też nie była ciekawa, bo cena szyszki to 17 złotych za „trudno-powiedzieć-ile-deka-bo-to-ciężko-zważyć.”. Czyli ta naprawdę w opakowaniu mogły być trzy liche kawałki ciasta i nic by się z tym nie dało zrobić.
   Pani zaproponowała nam także bar z drinkami. Tu się ucieszyłam, lokal nagle zyskał w moich oczach, ale pani dodała, że alkohol i barmana musimy zamówić i opłacić sami ona nam udostępni tylko za cenę 500 złotych ladę i szklanki. Zapał upadł.
   W ostatnim podrygu zapytaliśmy o kwestię zaliczki; otóż zaliczka wynosiła 50% końcowej ceny. Narzeczony zapytał czy mogłaby nam dać czas na przemyślenie i zarezerwować nam wstępnie termin, który nas interesował. Otóż nie mogła, bo taka polityka firmy. I pewnie oknami i drzwiami do nich pukają, żeby tylko tam wesele robić...

   Sala numer cztery była wściekle pomarańczowa, ale poza tym nie można było się do niej przyczepić w żaden sposób. Terminu naszego nie było, ale mogliśmy pogrymasić pomiędzy 13 maja a 23 września, gdybyśmy chcieli. Teraz sobie uświadomiłam, że miałam do tygodnia czasu dać panu znać czy się decydujemy, ale zapomniałam... cóż, może jakoś to przełknął i przestał czekać.

   Ostatnia sala, numer pięć, to ta, którą wybraliśmy. Niestety trzeba do niej kawałek jechać (według mnie pół godziny, według narzeczonego 15 minut), ale ma wszystko to, co chcieliśmy – osobną salę do tańczenia i jedzenia (bo nie cierpię jak w całej sali, gdzie się je, czuć ludzki pot), przystępną cenę za dużą ilość jedzenia (150 złotych/osoba za dwudaniowy obiad, deser, półmisek mięs pieczystych, dwie sałatki, trzy ciepłe kolacje i cztery zimne przystawki), pokoje na górze, piękny ogród z placem zabaw dla dzieci i dużo miejsca do tańczenia (grzybek połączony jest drzwiami z salą, gdzie się je, więc daleko chodzić nie trzeba). Dodatkowo w cenie mamy dekorację sali weselnej, przywitanie szampanem, chlebem i solą i inne takie typowe „gratisy”.

   Ah, zapomniałabym. Była jeszcze jedna sala, ale o niej nawet wspominać nie chcę... na podłodze trzy rodzaje parkietu (każdy położony w inną stronę), na wprost wejściowych drzwi ziała wielka dziura w ścianie (która miała być chyba drzwiami, ale zabrakło framugi) i gdzie łazienka była tak wąska i tak masakryczna, że w spokoju wytrzymałabym całe wesele, byleby tylko z niej nie korzystać. Spuśćmy na to zasłonę milczenia.


   A teraz, kiedy już się uzewnętrzniłam, macie mi napisać, czy takie wywody z przedślubnych przygotowań, pisane od czasu do czasu (raz w miesiącu na przykład) przypadłyby wam do gustu? Bo jak nie to po prostu was dodam do znajomych na Facebooku a potem usunę, żeby było wam smutno i źle. Taki żart, nie bierzcie tego na poważnie. Chyba....  

   I pochwalę się raz jeszcze moim prześlicznym pierścionkiem. Stwierdzam, że skoro po pół roku nadal mi się podoba, to musi być naprawdę wyjątkowy. Bo mało co tak długo wzbudza we mnie zachwyt. 


Viewing all articles
Browse latest Browse all 362

Trending Articles


TRX Antek AVT - 2310 ver 2,0


Автовишка HAULOTTE HA 16 SPX


POTANIACZ


Zrób Sam - rocznik 1985 [PDF] [PL]


Maxgear opinie


BMW E61 2.5d błąd 43E2 - klapa gasząca a DPF


Eveline ➤ Matowe pomadki Velvet Matt Lipstick 500, 506, 5007


Auta / Cars (2006) PLDUB.BRRip.480p.XviD.AC3-LTN / DUBBING PL


Peugeot 508 problem z elektroniką


AŚ Jelenia Góra