Ponoć nie ma piękniejszego uczucia niż wziąć w ramiona swoje dziecko po raz pierwszy. Ponoć żadne wyznanie miłości nie brzmi tak pięknie jak pierwsze „mama” powiedziane przez własne dziecko i żadne dzieło sztuki nie zachwyca tak, jak koślawa laurka narysowana przez pięciolatka.
Ponoć nikt inny nie ma takiej magicznej siły, by jednym całusem zniwelować ból ubitego kolana czy użądlenia wrednego komara. Tylko mama potrafi z kilku kartek papieru i z nożyczek wyczarować zwierzątka, które ożywają i którymi można się bawić bez liku. Tylko ona wie, że przykładając usta do czoła można sprawdzić, czy dziecko ma gorączkę. Tylko ona potrafi wszystko znaleźć, choćby było to schowane w najciemniejszym kącie szafy. Opowiada najpiękniejsze bajki na dobranoc i wie jak wypędzić potwory z pokoju, który zakradają się zawsze wtedy, kiedy gasi się światło.
Mama. Zbliża się ich święto, więc dzisiaj co nieco o mamach.
Kiedy myślę „mama w książkach”, uparcie przed oczami staje mi Melania Borejko. To taka mama, która zawsze wysłucha, pomoże, ale która też ofuknie swoje dziecko, kiedy wie, że robi ono źle. Mama Borejko zawsze w książkach była trochę na uboczu; trzymała się z dala od głównego planu, asystowała tylko przy dorastaniu córek i czekała, aby je złapać, gdy się potkną. Nie zapewniała córek o swojej miłości, nie zabiegała o ich względy – siedziała zawsze w kuchni przy szklance gorącej herbaty i czekała z otwartymi ramionami aż przyjdą się wygadać i wypłakać.
Mama jest po to, aby podtrzymywać swoje dziecko, ilekroć zaczyna ono upadać. Po to, żeby czekać na pierwszy ząb i ukoić ból, żeby być przy pierwszym nocnym koszmarze i przytulić, uspokoić. Mama jest po to, żeby kochać tatę. Po to, żeby wytłumaczyć dlaczego kakao robi się z mleka krowy a nie z mleka innego zwierzęcia, dlaczego tylko ptaki potrafią latać i dlaczego koleżanka z przedszkola ma samych braci, kiedy ona chciałaby mieć siostrę.
W dorosłym już życiu mama jest po to, aby czekać w nocy aż jej dziecko wróci do domu i ofuknie ją, że jest traktowane jak małolat; bo tylko mama może w tym ofuknięciu czuć ulgę, że dziecko wróciło, że jest całe i zdrowe i na tyle szczęśliwe, że ma jeszcze siłę fuczeć.
Musi chodzić do szkoły i tłumaczyć, dlaczego jej córka czy syn nie potrafi pojąć twierdzenia Pitagorasa i dlaczego w pewien majowy poranek zamiast do szkoły, wybrał drogę na wagary. Mama musi się wstydzić za swoje dziecko i jednocześnie być z niego dumna. Ganić za złe zachowanie i wychwalać za niebiosa za każdy, najmniejszy nawet sukces. Mama musi o wszystkim pamiętać, o pierwszym zębie, o pierwszej kolce i o pierwszej kozie z nosa (moja mama chciała zasuszyć moją pierwszą kozę z nosa, ale tata jej nie pozwolił, twierdząc, że to wpływ hormonów każe jej podejmować takie dziwne decyzje.)
"A może mama świadomie zamotała wokół niej sieć, oplotła jej duszę swoim Seneką, swoim Mickiewiczem, swoją ulubioną muzyką, swoim schodzeniem z drogi i swoją dyskrecją i tymi swoimi spojrzeniami pełnymi cichego wyrzutu, które wciąż, w najbardziej niespodziewanych chwilach przypominają się i przeszkadzają?"
Mama to w ogóle jest ciekawe stworzenie; potrafi funkcjonować bez snu, bez prysznica, z tłustymi włosami i z połamanymi paznokciami i nawet nie zwraca na to uwagi, bo nie ma na to czasu. Z momentem narodzin dziecka wyostrza jej się słuch i słyszy najlżejszy nawet szmer w łóżeczku, które oddalone jest o 30 metrów. Wzrok jej się wyostrza i niczym superbohater lokalizuje wszystkie niebezpieczne przedmioty, które mogłyby się znaleźć w zasięgu małych rączek. Węch nagle staje się bardziej wrażliwy niż u spaniela i mama natychmiast czuje kiedy trzeba zmienić pieluchę (a w późniejszych latach bezbłędnie wyczuje najbardziej nawet zatuszowany swąd papierosów i alkoholu.) Robi się zręczniejsza (bez problemów żongluje zabawkami, smoczkami i butelkami), zwinniejsza (gdy trzeba ściągnąć syna z drzewa, na które się wspiął a nie posiadł jeszcze sztuki schodzenia z drzewa), silniejsza (zbuntowanego pięciolatka trzeba jakoś ze sklepu wynieść), bardziej asertywna („nie kupię ci tej zabawki, bo masz już pięć takich samych!”), odważniejsza w kontaktach interpersonalnych („dlaczego pani dotyka moje dziecko, ty przebrzydły moherze?!”) a nawet w kontaktach z własną teściową („niech mama już nie daje mu więcej batonów, ma pięć lat i waży 30 kilo, na Boga!”)
Moja mama czyta książki od końca, mówi mi jakie jest zakończenie filmów, jest uparta, nigdy nie wie gdzie co leży w domu, namiętnie kupuje nowe buty, których później nie nosi, nie daje sobie wyciąć skórek wokół paznokci i nie potrafi gotować rosołu, ale jest najlepsza. Bo moja.