Jeżeli jakimś cudem okaże się, że zaliczyłam czwartkowy ostatni pisemny egzamin i we wtorek pani profesor uzna, że moja wiedza na temat prawa sportowego jest zadowalająca i wpisze mi do indeksu ładną ocenę – co na tym etapie nauki oznacza po prostu zwykłe 3– i panie z dziekanatu nie będą wymyślać zanadto – to 7 czerwca nadejdzie wielki dzień i zostanę mianowana magistrem.

W każdym razie, zaczęłam się ostatnio zastanawiać co będę robiła w przyszłości. Chcecie posłuchać moich typów? Oj, nawet jeśli nie chcecie to ja wam powiem.
Prowadzić bloga, o ile ktoś zacznie mi za to płacić. Będę Maffashion literatury!
Nie ukrywam, że ta opcja najbardziej mi się podoba. Siedziałabym w domu, czytałabym książki i pisałabym recenzje a od czasu do czasu – coś „nierecenzenckiego”, co zachwycałoby samą Katarzynę Grocholę. W największych magazynach cytowanoby moje słowa, opinie i smaczne, inteligentne żarciki. W końcu sam Wojewódzki zaprosiłby mnie do swojego programu a ja bawiłabym go elokwentną i przewrotną rozmową. Później zostałabym nowym agentem w „Agendzie” i w końcu poprowadziłabym galę Eurowizji w Polsce, bo przecież dzisiejszy finał będzie nasz.
Czekam na sponsorów. Nie tak to miało zabrzmieć...
Otworzyć idealny, dochodowy biznes, na który jeszcze nikt nie wpadł a można zarobić na nim miliony. Jak na przykład produkowanie teksturowych opakowań.
Z tym punktem mam niestety jeden problem, bo nie wiem co to miałby być za biznes. Wiem, że rozwiązanie jest proste jak drut, bo skoro ktoś wpadł na to, żeby produkować tekturowe opakowania i je sprzedaje, to znaczy, że gdzieś jeszcze jakaś nisza jest. Ale gdzie?
Napisać w miesiąc bestseller, który przebije samego Harry'ego Pottera.
Szkoda tylko, że wena ostatnimi czasem mnie opuściła i w ogóle nie mam serca do wymyślania fantastycznych fabuł.
Stać się gwiazdą „Trudnych spraw” i „Rozmów w toku”.
Mogłabym udawać narkomankę, porzuconą kochankę, mogłabym nawet udawać fankę „Ulicy Sezamkowej” i podśpiewywać pod nosem piosenkę „mięsny jeż, mięsny jeż, też go zjesz!”. Nie dość, że byłaby to przygoda na miarę życia, to w dodatku nauczyłabym się aktorskiego kunsztu i może w końcu trafiłabym na plan „M jak miłość”, gdzie zagrałabym opiekunkę Lucjana, w której on się szaleńczo zakocha.
Odnaleźć w sobie ukryty niezwykle głęboko talent do śpiewania/tańczenia/stepowania.
Czekajcie, sprawdzę, czy czasem aby przez noc Bozia mnie nie obdarzyła słowiczym śpiewem... - nie, jednak nic się nie zmieniło, nadal mogłabym podkładać głos pod miauczące w filmach koty. Tańczyć też chyba nadal nie umiem, chociaż to musiałby ocenić sam Piróg więc póki go nie spotkam, będę żyła w tej błogiej ułudzie, że tańczę lepiej niż on.
Dzieci i psy bawiłby się razem, razem chodziłyby na spacery i razem spałyby w porze leżakowania. Kurczę, sama bym posłała dziecko do takiego przedszkola!
Mogę stać się celebrytką i będę prowadziła w telewizji własny program, w którym będę mówiła ludziom jak czytać książki. I będą zgłaszały się do mnie kobiety, które nie czytając nic poza ulotkami znalezionymi w skrzynce i artykułami na internecie i ja będę uczyła je czytać książki. Będę robić metamorfozę ich domu, tak, żeby znalazło się w nich miejsce na półkę z książkami. I będę pokazywała im księgarnie i antykwariaty a jak będą oporne, to będę rzucała w nie magazynami, w których nie ma nic ciekawego i mądrego.
Oh, czuję, że ten program ma szanse zostać hitem jesiennej ramówki!
A tak na poważnie, to mam nadzieję, że w pięknym mym kraju, gdzie w rzekach pływają zdrowe i szczęśliwe ryby a na niebie latają najedzone i ćwierkające wróbelki, dość szybko uda mi się znaleźć zatrudnienie. I że będę zarabiała na tyle, że będę mogła się utrzymać i pozwolić sobie na tabliczkę czekolady miesięcznie, bez potrzeby pożyczania pieniędzy od mamy. I że raz na rok buty sobie nowe będę mogła kupić a co! Jak marzyć to marzyć porządnie!
W każdym razie boję się trochę, że skończy się na tym, że będę sprzedawała hot-dogi w budce na kółkach i na tym spełzną moje marzenia o byciu panią od ślubów cywilnych. Ale tym się będę martwiła po 7 czerwca. Teraz - jak na studentkę przystało - pomartwię się obroną.